poniedziałek, 23 stycznia 2012

Cuda się zdarzają, przyjacielu...

- westchnął na oko dwunastoletni wół, patrząc na scenę bożonarodzeniowej stajenki na wczorajszych jasełkach.
- Noooo... - przeciągle odpowiedział osioł - nooo...

Chłopaki pewnie myśleli o tym, co dalej w scenariuszu, dziecko obok oznajmiło gromko "O! Wieziątka", publiczność zamyśliła się nad cudem Bożego Narodzenia, ale nikt oprócz mnie nie dostrzegł małego-wielkiego cudku. Otóż kilka chwil wcześniej z dużą dozą niepewności zgodziłam się na propozycję dwóch około dziesięciolatek, które robiąc miejsce w pierwszym rzędzie zarządziły: "Pani da ją tutaj". Dać Mrówę do pierwszego rzędu oznaczało bowiem stracić nad nią bezpośrednią kontrolę, rzucić sąsiadów na pastwę kiwającej się, ściskającej Bogu ducha winne dzieci panny Hyde... Zamarłam, przez głowę przeleciało tysiąc obaw, ale zarządzenie było jasne. Pani ją da. No to pani dała. A cóż ona? Wzór przedszkolaka! Siedziała jak trusia, łapki w małdrzyk, buzia w ciup, zapatrzona w przedstawienie. Dopiero pod koniec zdarzyła się próba ciągnięcia za rękę sąsiada i kiwania się, ale udało mi się szybko zareagować... Pół godziny siedziała wśród nieznanych sobie dzieci i - z małym wybrykiem - zachowywała się jak należy. To jest, proszę Państwa, cud nad cudy z truskawkami! Dziękuję Wam, nieznane dziewczynki :)

2 komentarze: