niedziela, 23 września 2012

Zgodnie z pradawną

zasadą kochanowskiego zdrowia, mickiewiczowskiej Litwy czy - nieco bardziej plebejsko - żydowskiej kozy uwielbiam chwile normalności. Kiedy krasnal siądzie mi na kolanach i prześledzi całego Kopciuszka w "Grotesce" ani razu się nie kiwnąwszy, bez trzęsienia, spinania, spazmowania. Nie potrzebuję fajerwerków - jestem najzupełniej szczęśliwa, gdy widzę jak Ela spokojnie patrzy, bez przesadnych emocji chłonie znaną treść, a nawet z własnej inicjatywy konwersuje: przed spektaklem łapkami przepowiada przyszłość (po zajęciu miejsca, gdy orientuje się gdzie jest - klaszcze. Później Elusiu, po spektaklu będziemy bić brawo, prawda? - Tak, położona na głowie łapka pomaga głowie się pochylić), pokazuje bohaterów (Gdzie Kopciuszek? Gdzie myszki? - Tu, tam, wskazuje paluszek), informuje mnie co będzie dalej (wyciągnięte przed siebie, ułożone równolegle do siebie otwarte dłonie huśtają się rytmicznie w prawo i w lewo - Książę będzie tańczył z Kopciuszkiem? - Tak, odpowiada znów wędrująca na głowę łapka), a na zakończenie będąca w fazie wszystko na nie panna Ela robi okienko z palca wskazującego i kciuka, pozostałe trzy podnosząc do góry w geście o.k., co ja pozwalam sobie zinterpretować jako fajnie było, mama, w porządku. Szczególnie, że na pytanie czy jeszcze tu wrócimy pięć paluszków obu rączek składa się i złożone uderzają o siebie wypowiadając jeszcze, jeszcze. Niby nic, a jaka radość :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz